PiS mości nam ponure miejsce do życia. I niewielu jest takich, którzy chcieliby to zmienić
Jeśli ktoś twierdzi, że wyrok trybunału Julii Przyłębskiej na temat aborcji dotyczy tylko młodych kobiet, które zaszły w ciążę, a inni mogą o nim zapomnieć, tkwią w głębokim błędzie. Złe prawo, które pozornie dotyka tylko niewielką grupę ludzi rozlewa się jak rak i infekuje pozostałe dziedziny życia. Przykładem mężczyzna, który chciał kupić lek dla chorego konia i został zatrzymany przez policję, bo... efektem ubocznym tego leku są poronienia. Dodajmy do tego jeszcze wyrok w sprawie aktywistki Aborcyjnego Dream Teamu, oskarżonej o pomoc w dokonaniu aborcji, a także inne sprawy – jak na przykład śmierć kobiety w Pszczynie – a otrzymamy ponury obraz miejsca, jakie nam urządza do życia PiS. Najgorsze jest to, że niewielu jest takich, którzy chcieliby to zmienić, chociaż mogą.
Zdarzenie, do którego doszło w Nowej Hucie, może wydać się śmieszne, ale takie wcale nie jest. Doskonale bowiem obrazuje w jakim kierunku zmierza nasz kraj, kierunku wyznaczonym przez PiS i w ogóle przez tak zwaną zjednoczoną prawicę. A było tak.
Czy pani magister ma lek dla konia? Lecz pani magister wzywa policję
Do apteki przyszedł mężczyzna z receptą na lek dla konia, który cierpiał na wrzody. Farmaceutka obsługująca mężczyznę zerknęła na receptę i... wezwała policję. Funkcjonariusze przybyli na miejsce, zgarnęli gościa i zawieźli do komisariatu, gdzie właściciel konia spędził pięć godzin. Czas ten policjanci zużyli na potwierdzenie autentyczności recepty. Gdy weterynarz potwierdził, że wystawił taką receptę na lek, który jest przeznaczony dla konkretnego, schorowanego konia, mężczyzna został zwolniony.
Komenda Wojewódzka Policji twierdzi, że doszło do interwencji, ponieważ zaszło podejrzenie, że recepta została sfałszowana. Sfałszowanie każdej recepty jest przestępstwem, ale w tym przypadku chodziło o coś jeszcze innego. Mianowicie lek, na który została wystawiona recepta, może być wykorzystany dla wywołania poronienia i wszystko wskazuje na to, że to właśnie działanie uboczne medykamentu zmotywowało nadgorliwą aptekarkę do wezwania policji.
Jak relacjonował właściciel chorego konia, farmaceutka w momencie, gdy wyraziła wątpliwości co do autentyczności recepty, otrzymała telefon do weterynarza, który receptę wystawił. Ale – według klienta – nie skorzystała z tego telefonu, natomiast natychmiast wezwała policję. Gdy po zwolnieniu z komisariatu mężczyzna udał się do apteki po odbiór leku usłyszał, że lek nie zostanie mu wydany, ponieważ wątpliwości farmaceutki nie zostały rozwiane.
Aktywistka skazana, bo chciała pomóc kobiecie
I jeszcze jedna rzecz. Tym razem o pewnej kobiecie, która chciała dokonać aborcji w zagranicznej klinice. Była jednak uzależniona od przemocowego męża, który jej to uniemożliwił. Wówczas zamówiła poronny zestaw tabletek w internecie, ale przesyłka się opóźniała. Zadzwoniła więc do Aborcyjnego Dream Teamu. Odebrała dyżurująca akurat Justyna Wydrzyńska, która natychmiast wysłała jej potrzebne tabletki.
O przesyłce, która była do odbioru w paczkomacie dowiedział się w jakiś sposób mąż ciężarnej i zadzwonił na policję. Aktywistka, która wysłała tabletki, została oskarżona o pomoc w dokonaniu aborcji. Odbyła się rozprawa sądowa, po której zapadł wyrok – Justyna Wydrzyńska została skazana na osiem miesięcy ograniczenia wolności przez wykonywanie nieodpłatnej pracy przez 30 godzin miesięcznie.
I jak tu skomentować te dwa opisane przypadki? Można chyba tylko powiedzieć, że nasz kraj i społeczeństwo stacza się w jakąś ciemną otchłań. Najgorsze jednak jest to, że jest niewiele osób, które mogłyby to zmienić i jednocześnie chciały to zrobić. Mam na myśli opozycję, która może się zmobilizować i odsunąć PiS i pozostałe tak zwane prawicowe partyjki od władzy.
Opozycja może pokrzyżować plany PiS, ale nie chce. Byle tylko wejść do Sejmu
Niedawno opublikowany został sondaż, z którego wynika, że tylko jedna wspólna lista opozycji na jesienne wybory parlamentarne może skutecznie odsunąć PiS i szemranych koalicjantów tej partii od władzy. Tymczasem zarówno politycy partii Szymona Hołowni jak i on sam oraz politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem na czele zaczęli grzmieć, że to nie sondaż, a szantaż, spreparowany przez Donalda Tuska i Koalicję Obywatelską. A Tusk stwierdził spokojnie, że jeszcze przyjdzie koza do woza, jak sondaże pokażą, że te partie zostaną poza Sejmem.
Co ciekawe, tezę tychże pożal się Boże polityków podchwycili ludzie z ferajny Jarosława Kaczyńskiego. Zaczął mówić o tym Ryszard Terlecki, który również stwierdził, że to szantaż Tuska. Dodał jeszcze, że Tusk może mieć rację, że i Polska 2050 i PSL zdecydują się na jedną listę, gdy ich poparcie zacznie szorować po dnie. Podobnie, że to szantaż, a nie sondaż, przekonywał Jacek Sasin w dzisiejszym Salonie Politycznym Trójki. Zapewniał jednocześnie, że nie boi się takiej jednej listy opozycji, nawet jeśli powstanie, bo tak zwana zjednoczona prawica i tak wygra te wybory.
I Sasin może mieć rację. Bo jedna lista opozycji, jeśli powstanie, to przed samymi wyborami. Wypowiedział się na ten temat znany socjolog prof. Andrzej Rychard. Naukowiec stwierdził wprost, że wspólna lista daje ogromne szanse na wygraną, jeśli powstanie teraz. Będzie bowiem przejawem konsolidacji i współpracy opozycji, co zaprocentuje u wyborców. Jeśli natomiast niektórzy będą chcieli w ostatnim momencie schronić pod skrzydłami KO ze strachu, że przepadną w wyborach, na pewno nie zyskają zaufania Polaków. Co przecież oczywiste, bo będzie znaczyło, że cały czas grali na trwanie w sejmowych ławach.
Tak więc, szanowna opozycjo, masz szansę zawrócić nas z drogi w kierunku czarnej dziury, ku której pcha nas PiS. Wszystko jednak wskazuje, że nie skorzystasz z tej okazji i spieprzysz kolejne wybory. Wstyd i hańba!
Komentarze
Prześlij komentarz