Bez polityki, czyli o pewnym spotkaniu autorskim, rzece Eridanos, bursztynie i Mierzei
W Miejskiej Bibliotece Publicznej w Skierniewicach miałem ogromną przyjemność uczestniczyć w promocji mojej książki „Opowiastki z Mierzei przez Bosego Antka spisane”. Spotkanie autorskie, poprowadził Łukasz Saptura, dziennikarz i historyk. Podczas tego spotkania spotkałem również Sinišę Kasumoviča, Chorwata mieszkającego w Skierniewicach, pisarza i tłumacza literatury bałkańskiej na polski oraz literatury polskiej (między innymi Andrzeja Stasiuka) na chorwacki. Siniša poprosił mnie o autograf, a w ramach rewanżu podarował mi swoją książkę „Raj utracony, raj odnaleziony”. Ze swoim autografem oczywiście. Książkę „Opowiastki z Mierzei przez Bosego Antka spisane” można dostać w MBP w Skierniewicach oraz kupić on-line tutaj Opowiastki z Mierzei Amazon. Dwa fragmenty książki opublikowałem na tym blogu. Oto dostęp do nich: Opowiastki z Mierzei 1 oraz Opowiastki z Mierzei 2. Oczywiście głównym, niewidzialnym bohaterem książki jest bursztyn bałtycki, niżej publikuję artykuł o tym, jak mógł pojawić się bursztyn na polskim wybrzeżu Bałtyku.
Siniša Kasumovič (z lewej) i ja Fot. Zbyszek Gradowski
Bursztyn spłynął Eridanosem
Na szczęście historia naukowych dociekań zakreśliła koło i dziś już wiadomo bez wątpienia, że Pliniusz Starszy miał rację. Zakłada się, że żywica wydobywała się z drzew iglastych, porastających tereny dzisiejszej Skandynawii i Morza Bałtyckiego, które w owym okresie nie istniało jeszcze. Przyjmuje się, że szczególne znaczenie miała sosna żywicodajna (pinus succinifera). Nie jest to nazwa jednego gatunku sosny lecz wielu, których wspólną cechą było obfite żywicowanie. Niektórzy badacze wskazują, że żywica w owym okresie wypływała nie tylko z drzew iglastych, ale i żywicznych drzew liściastych nieznanych gatunków, których również było pełno na ówczesnych obszarach, znajdujących się na północ od dzisiejszej Polski.
Żywica bursztynowa gromadziła się nie tylko wewnątrz drzew, ale i wypełniała ich szczeliny, obficie występowała także pod korą i oczywiście wypływała na zewnątrz pni zastygając w postaci nacieków o różnych kształtach. Badacze dziejów bursztynu podkreślają, że drzewa bursztynodajne musiały porastać tereny bagniste, mocno nasycone wodą. Żywica, uwalniając się z drzew, lub uwięziona w obumarłych kawałkach drewna musiała bowiem znaleźć schronienie pod wodą. W przeciwnym razie uległaby zniszczeniu poprzez procesy erozji i wietrzenia.
Częste w ciepłym i wilgotnym wówczas klimacie deszcze i ulewy porywały kawałki wypełnionego żywicą drewna oraz samej żywicy i rwącymi strumieniami niosły na niżej położone tereny aż do doliny hipotetycznej rzeki Eridanos, której źródeł upatrywano w dzisiejszej Zatoce Botnickiej Morza Bałtyckiego. Rzeka ta miała płynąć na południowy zachód samym środkiem późniejszego Bałtyku. Żywica spływająca do tejże rzeki jej dopływami była następnie niesiona nurtem aż do miejsca, gdzie Eridan szeroką deltą uchodził do płytkiego, eoceńskiego morza, rozlewającego się na południe przez wschodnie tereny dzisiejszej Polski i na zachód, pokrywając współczesne Pomorze. Ujście rzeki miało znajdować się przy wejściu do późniejszej Zatoki Gdańskiej, gdzie osadzało się wszystko, co rzeka przyniosła ze sobą – zarówno piaski i muły, jak i materiał roślinny z żywicami, które stopniowo przekształcały się w bursztyn. Niektórzy badacze dziejów podtrzymują, że niewielka rzeka Radunia, płynąca przez Gdańsk i wpadająca do Motławy, to fragment dawnego Eridanosa.
O rzece Eridanos wiedzieli starożytni Grecy, co znalazło swoje odzwierciedlenie w mitologii. Wspomniał o niej Zygmunt Kubiak, pisząc w swojej książce „Mitologia Greków i Rzymian” o bogu słońca Heliosie, który słonecznym rydwanem każdego dnia przemierzał nieboskłon. Kubiak opierał się na „Przemianach” Owidiusza i ocalałych fragmentach tragedii Eurypidesa „Faeton” oraz „Hippolitos”. Otóż – według zapisu autora „Mitologii…” – Helios miał syna Faetona, którego urodziła mu Klimene, żona króla etiopskiego. Fakt, kto jest rzeczywistym ojcem Faetona, matka utrzymywała w tajemnicy, ale pewnego razu Klimene wyjawiła synowi największy sekret swojego życia. Chłopiec pochwalił się swoim boskim pochodzeniem rówieśnikom, którzy zaczęli kpić z tego – w ich przekonaniu – urojenia. Faeton, zrozpaczony, zażądał od matki dowodu. Wówczas wysłała go w podróż do samego Heliosa.
Przybywszy do celu swojej wyprawy, Faeton był zauroczony słonecznym pałacem boga i nie posiadał się z radości, gdy pan słońca chwycił go w objęcia. A już na pewno uwierzył, że spotkał oto swego prawdziwego ojca, gdy ten w chwili uniesienia oświadczył, że syn może wyrazić jedno życzenie, które on spełni. Wręcz przysiągł, że marzenie Faetona będzie dla niego rozkazem. I chwilę potem pożałował swojej przysięgi, gdy usłyszał, o co jego śmiertelny syn go prosi. Ten bowiem zapragnął, aby choć raz, jednego tylko dnia mógł samodzielnie powozić słonecznym rydwanem.
Helios próbował przekonać Faetona, aby odstąpił od swojej prośby, bo to niezwykle trudne i niebezpieczne zadanie, któremu nawet jemu – potężnemu bóstwu – trudno sprostać, a cóż dopiero niedoświadczonemu wyrostkowi.
Młodzieniec nie posłuchał ojca. I nie wiadomo, czy Helios – nie chcąc złamać złożonej przysięgi – choć pełen lęku i złych przeczuć zezwolił jednak chłopcu powozić rydwanem, czy też Faeton, pomimo zdecydowanego zakazu władcy słońca, wykradł ojcu jego ognisty wehikuł. W każdym razie ruszył w całodzienną – przynajmniej w swoim przekonaniu – wędrówkę po nieboskłonie. Rumaki dość szybko pojęły, że włada nad nimi niewprawna ręka i ruszyły pędem przed siebie. Młodzieniec nie potrafił zapanować nad zaprzęgiem, który zanadto zbliżył się do Ziemi i wtedy właśnie znaczną część Afryki zamienił w pustynię swoim ogniem, zaś skóra jej mieszkańców spaliła się na czarno. Następnie rozszalałe konie pociągnęły zaprzęg w górę, ku gwiazdom. Wówczas, w trosce o los wszechświata, do akcji wkroczył Zeus. Trafił piorunem Faetona i młodzian runął w dół wprost do rzeki Eridanos, czyli – według Kubiaka – dzisiejszej rzeki Pad. Tylko że we Włoszech nie znajduje się bursztynu, zwłaszcza nad Padem. Wydaje się zatem, że koncepcja Eridanosa, jako rzeki przecinającej niegdyś basen dzisiejszego Bałtyku i wpadającej do morza na terenie dzisiejszej Zatoki Gdańskiej, jest znacznie bliższa prawdy.
Nad losem niefortunnego młodego woźnicy użaliły się siostry jego Heliady, córki Heliosa. Płakały nad brzegiem Eridanosa tak długo, aż zamieniły się w topole, z których w dalszym ciągu spływały łzy, zaś ich krople – twardniejąc na słońcu – zamieniły się w kawałki bursztynu.
Komentarze
Prześlij komentarz