Skoro już ten króliczek ucieka, to gońmy go, gońmy go...
Tak zwana zjednoczona prawica jest urażona lakoniczną odpowiedzią Niemiec na notę rządu polskiego w sprawie odszkodowań czy zadośćuczynienia za straty, jakich Polska doznała podczas II wojny światowej ze strony niemieckich najeźdźców. Rząd niemiecki na notę odpowiedział lakonicznie, że sprawa ta jest dla Niemiec zamknięta i rząd niemiecki nie podejmie negocjacji. Marcin Horała w radiowej Trójce wręcz stwierdził, że odpowiedź ta jest wyjątkowo arogancka. Ale sekretarza PiS Krzysztofa Sobolewskiego nie zaskoczyła. Generalnie wychodzi na to, że – jak ocenił lider partii Razem Adrian Zandberg – kwestię reparacji wojennych postawiono po to, aby tylko ją postawić na pijarowe potrzeby rynku wewnętrznego. Rządzący zapewniają jednak, że będą walczyć.
Jak się okazuje, grupa sprawująca władzę w Polsce nie była zaskoczona odpowiedzią rządu niemieckiego na notę w sprawie odszkodowania za straty, jakich nasz kraj doznał podczas II wojny światowej ze strony Niemiec.
– Ta odpowiedź Niemiec nie zaskoczyła nas, zaskoczyła natomiast forma, bo składała się z dwóch, czy trzech zdań – ocenił sekretarz generalny Prawa i Sprawiedliwości Krzysztof Sobolewski.
Przypomnijmy, że rząd niemiecki odpowiedział, że sprawę uznaje za zamkniętą i nie zamierza podejmować rozmów na ten temat. Sobolewski był zatem rozczarowany lakonicznością tej odpowiedzi. Przypomnijmy również, że nasz rząd domaga się wypłaty w ramach zadośćuczynienia prawie 6 bilionów 201 miliardów złotych.
Ale jednocześnie tak zwana zjednoczona prawica zapewnia, że nie zamierza przyjąć do wiadomości, że sprawa odszkodowań jest zamknięta.
– Nie mogła być zamknięta, bo nie została otwarta – stwierdził w Salonie Politycznym Trójki sekretarz stanu w ministerstwie kultury Jarosław Sellin.
Najwidoczniej Sellin – podobnie jak pozostali chłopcy z ferajny – nie bierze pod uwagę faktu, że w 1953 roku władze ówczesnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zrzekły się wszelkich roszczeń wobec Niemiec, wydając oświadczenie w tej sprawie o treści (podaję za Polską Agencją Prasową):
„Biorąc pod uwagę, że Niemcy zadośćuczyniły już w znacznym stopniu swoim zobowiązaniom z tytułu odszkodowań i że poprawa sytuacji gospodarczej Niemiec leży w interesie ich pokojowego rozwoju, Rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej – pragnąc wnieść swój dalszy wkład w dzieło uregulowania problemu niemieckiego w duchu pokojowym i demokratycznym oraz zgodnie z interesami narodu polskiego i wszystkich pokój miłujących narodów – powziął decyzję o zrzeczeniu się z dniem 1 stycznia 1954 roku spłaty odszkodowań na rzecz Polski”.
Marcin Horała, wiceminister funduszy i polityki regionalnej oraz pełnomocnik rządu do spraw Centralnego Portu Komunikacyjnego pozostającego w mglistych planach orzekł natomiast, że odpowiedź rządu niemieckiego była wyjątkowo arogancka. Generalnie zatem politycy PiS byli nieco rozczarowani, choć odpowiedź ich nie zaskoczyła.
Jest to trochę dziwne, bo jakiej odpowiedzi mógł się spodziewać ktoś, kto od lat judzi przeciwko Niemcom, oskarżając zachodniego sąsiada o najgorsze plany wobec naszego kraju? Przecież Jarosław Kaczyński od dawna – spotykając się podczas swojego tournée po Polsce z wyznawcami tak zwanej zjednoczonej prawicy – pokrzykuje między innymi, że my, znaczy Polacy, nigdy nie damy się wziąć pod niemiecki but, chociaż nasz sąsiad zza zachodniej granicy bardzo się o to stara.
Albo Kaczyński i cała jego ferajna nie rozumie, na czym polegają negocjacje z poszanowaniem dobrosąsiedzkich relacji, albo... o to im chodziło, aby taką odpowiedź, i to w dość ostrej formie uzyskać. Dlaczego? Trafnie to wyłuszczył wspomniany już Adrian Zandberg.
– Mamy prawo, aby ten temat stawiać, ale nie tak, aby tylko stawiać, lecz robić to skutecznie, a tutaj tej skuteczności nie widzę – przekonywał lider partii Razem. – Nie widzę, że Prawo i Sprawiedliwość chce naprawdę załatwić tę sprawę. Gdyby tak było, to politycy zjednoczonej prawicy usiedliby do rozmów z opozycją, ale w ciszy, bez udziału mediów. Byłoby dobrze, aby nie było to pijarowe show na rzecz rynku wewnętrznego.
Przedstawiciel lewicy obawia się zatem, że grupa trzymająca władzę rozbujała sprawę reparacji po to, aby zmobilizować swój elektorat, zagrać na emocjach Polaków.
Tak zwana zjednoczona prawica nie zamierza jednak odpuszczać. Jarosław Sellin sugeruje, że polscy dyplomaci przy każdym spotkaniu ze stroną niemiecką powinni podnosić kwestię reparacji. Krzysztof Sobolewski natomiast snuje plany słania not do kolejnych państw oraz nawet do Organizacji Narodów Zjednoczonych. A co – nie wyklucza również wykorzystania NATO dla swojej sprawy. Skoro przecież ten króliczek ucieka, to gońmy go, gońmy...
Komentarze
Prześlij komentarz