Obudzili się z ręką w nocniku
Trudne politycznie, ale jednocześnie niezbędne z ekonomicznego punktu widzenia i przyszłych korzyści społecznych decyzje rządowe powinny być podejmowane w porozumieniu z opozycją. Nie byłyby wówczas także przedmiotem walki politycznej. Rzadko który rząd takie decyzje podejmuje, bojąc się tego, że zostanie rozliczony przez wyborców. Odważył się rząd Donalda Tuska, który w 2012 wieku podniósł wiek emerytalny do 67 lat dla mężczyzn i kobiet. I musiał oddać władzę tak zwanej zjednoczonej prawicy, która skwapliwie i wbrew interesom społecznym i gospodarczym wykorzystała to posunięcie rządu PO-PSL. Ale teraz grupa trzymająca władzę budzi się z ręką w nocniku, bo okazuje się, że jednak Tusk miał rację, bo wiek emerytalny trzeba podwyższyć.
Procesy demograficzne, jakie zachodzą obecnie w Polsce, niezbyt korzystnie wpływają na stan gospodarki, a tym samym na tak zwaną stopę życiową społeczeństwa. Po prostu starzejemy się, co oznacza, że coraz większy udział w populacji mają seniorzy. Tylko i wyłącznie dlatego, że od dłuższego już czasu rodzi się coraz mniej dzieci. Cierpi na tym rynek pracy, bo okazuje się, że więcej osób go opuszcza, przechodząc na emeryturę, niż staje się jego uczestnikiem.
Ponieważ wspomniane procesy demograficzne zachodzą w Polsce szybciej niż w całej Europie, możemy się cieszyć jednym z najniższych wskaźników bezrobocia. Tak zwana zjednoczona prawica próbuje niskie bezrobocie wpisać na listę swoich zasług, jako przejaw geniuszu ekonomicznego, ale to kłamstwo.
Mało tego, że Jarosław Kaczyński i jego ferajna, nie mają nic wspólnego z niskim bezrobociem, to ich działania i decyzje przyczyniły się do problemów, jakie przeżywa rynek pracy, na którym brakuje pracowników, ale i do problemów, z jakimi boryka się system emerytalny. Bo mniej pracowników na rynku oznacza mniejsze składki na fundusz emerytalny i rentowy. W rezultacie nie wystarczają one na pokrycie kosztów świadczeń dla emerytów. Deficyt w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych musi pokrywać budżet państwa.
Rząd Donalda Tuska już w 2012 roku przewidział tę sytuację i starał się jej zapobiec, podejmując trudną i ryzykowną dla siebie decyzję o podwyższeniu wieku emerytalnego do 67 lat zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet. Polacy nie byli zadowoleni z tej decyzji i skwapliwie wykorzystała to tak zwana zjednoczona prawica z Jarosławem Kaczyńskim na czele, która – płynąc na fali jej krytyki – wygrała wybory w 2015 roku. Jedną z pierwszych decyzji Kaczyńskiego i jego ferajny było obniżenie wieku emerytalnego do stanu sprzed reformy Tuska, a więc dla mężczyzn do wieku 65 lat, a dla kobiet – do 60 lat. Dzięki tej populistycznej i krótkowzrocznej decyzji dziś grupa trzymająca władzę budzi się po latach z ręką w nocniku.
Musi bowiem borykać się z wieloma problemami, które wynikły z tej decyzji – niedoborem pracowników w gospodarce czy z groźbą zapaści systemu emerytalnego. Do tego dochodzi wysoka inflacja, niedoinwestowana gospodarka i kilka innych trudności. Wydaje się, że tak zwana zjednoczona prawica dojrzała już do tego, że jednak będzie musiała coś zrobić z tym nieszczęsnym wiekiem emerytalnym. Gdyby wcześniej nie wieszała psów na Tusku i decyzji jego rządu z 2012 roku, miałaby temat załatwiony. Tylko że wtedy mogłaby nie wygrać wyborów.
Choć ferajna Kaczyńskiego – jak już wspomniałem – musi coś zrobić z tym wiekiem emerytalnym, czyli go podwyższyć, to jednak – choć minęło już ponad 10 lat – nadal wraca do decyzji rządu Tuska. Artur Soboń z Ministerstwa Finansów napisał na przykład na Twitterze: „(...)Waloryzacja 42 mld PLN oraz 13ta i 14ta emerytura 28 mld PLN, czyli w 2023 r. 70 mld dodatkowo dla emerytów vs oszustwo z wydłużeniem wieku emerytalnego.(...)”. Albo Soboń jest kompletnie niekompetentnym pracownikiem ministerstwa, albo przypisuje wyborcom tak zwanej zjednoczonej prawicy bardzo niskie kompetencje umysłowe. Być może obydwie możliwości wchodzą w grę, ale w takim razie wszyscy – za wyjątkiem Sobonia i jego wyborców – wiedzą, że rewaloryzacja emerytur nie jest zasługą Kaczyńskiego i jego ferajny, którzy nikomu nie robią żadnej łaski. Coroczna rewaloryzacja emerytury wynika bowiem z ustawy o emeryturach i rentach. Zaś jej wielkość jest zależna od średniorocznego poziomu inflacji.
A 13. emerytura to zaledwie ułamek właściwej emerytury, a nie – jak sugeruje nazwa – pełne dodatkowe świadczenie. Jeszcze gorzej jest z 14. i ewentualnie następną emeryturą, której niektórzy emeryci na oczy nie widzą, bo zależy ona od wysokości podstawowego świadczenia. Ale po co o tym wspominać?
A już kompletną głupotą ze strony Sobonia było stwierdzenie, że podwyższenie wieku emerytalnego w 2012 roku było oszustwem. Strzelił w ten sposób w kolano swojej formacji, która przecież – jak już wspominałem – coś z tym wiekiem emerytalnym będzie musiała zrobić. Jest to bowiem zapisane w Krajowym Planie Odbudowy. W tak zwanych kamieniach milowych (67 i 68) możemy przeczytać, że do 2024 roku Polska musi sporządzić raport na temat przedsięwzięć, które mają doprowadzić do efektywnego podwyższenia wieku emerytalnego. Raport ten rząd musi dostarczyć do Komisji Europejskiej. Musi więc powstać on jeszcze w tym roku. I co teraz?
Ale niewykluczone, że raport ten będzie sporządzać – po wygranych wyborach – opozycja. Na polityczny koszt Kaczyńskiego i jego ferajny, bo przecież KPO przygotował rząd Morawieckiego.
Komentarze
Prześlij komentarz