Polska prawica? To bezczelność, arogancja, hipokryzja, brak poczucia honoru...
Jeśli chce się krótko opisać oblicze polskiej tak zwanej prawicy, czyli grupy trzymającej władzę, na myśl przychodzą takie słowa, jak: bezczelność połączona z wyjątkowym tupetem, brak poszanowania zasad, pieniactwo, hipokryzja, przekonanie o własnej nieomylności zwykle wynikające z pospolitej głupoty, a przede wszystkim brak podstawowego poczucia honoru, a nawet moralności. Starałem się, ale nie udało mi się znaleźć pozytywnych cech przedstawicieli ferajny Jarosława Kaczyńskiego.
Do takiej refleksji skłoniły mnie ostatnie publiczne wystąpienia trzech „tuzów”, wywodzących się z szeregów tak zwanej zjednoczonej prawicy.
Poucza ktoś, kto żerował na nieuleczalnie chorych
Zacznijmy od pierwszego z nich – niejakiego Łukasza Mejzy. Otóż człowiek ten zdecydował się ostatnio wygłosić na sejmowej mównicy. Nawiązał mianowicie do sprawy kontrowersyjnego youtubera Sergiusza Nitrozyniaka Górskiego, który został zablokowany na portalu You Tube. Jak się okazuje, Łukasz Mejza był doskonale zorientowany w sytuacji, w jakiej znalazł się Nitrozyniak, bo postanowił sprawę tę wykorzystać politycznie. Najpierw przybliżył postać Nitrozyniaka, który – jak stwierdził – „swoją ogromną widownię i zasięgi zbudował na jednym, na nienawiści”. Dalej Mejza zaapelował aby ponownie, jak wspomnianego youtubera, zbanować Klaudię Jachirę i Jasia Fasolę za obrażanie Jana Pawła II. Później było jeszcze mocniej.
– Nitrozyniak ma swoich naśladowców, ale ma też swojego brata bliźniaka w polskiej polityce. Człowieka, który dla osobistych korzyści posunie się do wszystkiego, którego agresja i sianie nienawiści przekroczyły już wszystkie dopuszczalne granice i to szybciej niż ten człowiek, o którym mówię, jeździ w terenie zabudowanym. Zbanujmy również Donalda Tuska – grzmiał Mejza.
Rzecz jasna, każdy ma prawo wyrażać swoje opinie, uważam jednak, że człowiek pokroju Łukasza Mejzy dawno już takie prawo – przynajmniej w sensie etycznym – utracił. Dlaczego? Wystarczy przypomnieć aferę sprzed roku z udziałem tego – za przeproszeniem – polityka. Człowiek ten, były wiceminister sportu i poseł tak zwanej zjednoczonej prawicy, prowadził biznes. Biznes ten – jak ustalili dziennikarze Wirtualnej Polski – polegał na tym, że poseł wyszukiwał nieuleczalnie chorych Polaków i kierował ich na „leczenie” do Meksyku w pewnej podejrzanej klinice, która wykorzystywała w swojej terapii komórki macierzyste. Terapią kierował właściciel kliniki niejaki Michael Hino, który za leczenie pobierał opłatę w wysokości 15 tys. dolarów. Dodać trzeba, że firma Mejzy miała brać od klientów, czyli nieuleczalnie chorych osób opłatę o 65 tys. dolarów wyższą.
Po zakończeniu śledztwa dziennikarskiego okazało się, że o wspomnianym Hino, który podawał się za specjalistę z zakresu biologii molekularnej z doktoratem uniwersytetu Cambridge, nikt na tej uczelni nie słyszał. Nie znaleziono również śladów jakichkolwiek publikacji „”doktora” Hino. Całą sprawa, w którą był zamieszany Łukasz Mejza, była jawnym oszustwem. W każdym razie nie istnieją żadne okoliczności, które by przeczyły takiej ocenie. I oto taki człowiek dokonuje oceny innych osób, z bezczelnością typa pozbawionego jakichkolwiek zasad moralnych. Mejza nie tylko nie powinien zniknąć z przestrzeni publicznej, ale być przedmiotem postępowania prokuratorskiego. A tymczasem to on wysyłał do osób, które udzieliły informacji dziennikarzom, pisma przedprocesowe.
Człowiek bez honoru nie podaje się do dymisji
Kolejny przypadek, to minister edukacji Przemysław Czarnek. Otóż człowiek ten, „intelektualnie” związany z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim, przygotował nowelizację ustawy Prawo Oświatowe. Pierwszy projekt tej noweli przepadł podczas procedowania jakiś czas temu. Fakt ten nie dał Czarnkowi nic do myślenia. Przekonany o swojej nieomylności i z poczuciem misji przygotował drugi projekt nowelizacji, znany jako Lex Czarnek 2,0.
Drugi jego projekt przeszedł przez parlamentarne młyny i trafił na biurko prezydenta Andrzeja Dudy. A prezydent postanowił ustawę zawetować. Czarnek, choć początkowo, stwierdził jedynie, że jest zawiedziony decyzją Dudy, później zaczął się nieco miotać nerwowo. W radiu RMF FM powiedział, że sytuacja jest absurdalna.
– Prezydent słucha 133 głosów, a nie milionów, które go wybrały – ocenił w radiowym studiu.
Minister miał chyba na myśli protesty, które wpłynęły do kancelarii prezydenta, podpisane przez 133 osoby. Trudno jednak dojść, na jakiej podstawie Czarnek twierdzi, że osoby, które oddały głos na Dudę, popierają Lex Czarnek 2.0. Wygląda na to, że minister edukacji należy do grupy tych nieomylnych, co oczywiście zwykle wiąże się z pospolitą głupotą.
Minister Czarnek buńczucznie odgrażał się również, że zgłosi do procedowania trzeci projekt nowelizacji Prawa Oświatowego, ale tym razem bez żadnych zmian. Trzeba być wyjątkowo bezczelnym człowiekiem, aby coś takiego zapowiadać, a przede wszystkim pozbawionym jakiejkolwiek refleksji. Bo przecież minister, będący człowiekiem honoru, po takich dwóch „sukcesach” swojego projektu natychmiast powinien podać się do dymisji. Ale nie Czarnek. Przyznacie – wyjątkowo nieciekawa postać.
Schab ma za nic prawa człowieka i dorobek demokracji
Przyszła kolej na trzeci przypadek prawicowej „przyzwoitości”. Mam na myśli prezesa Sądu Apelacyjnego w Warszawie Piotra Schaba. Człowiek ten razem ze swoim zastępcą Przemysławem Radzikiem swego czasu za karę przenieśli trzy sędzie karnistki do wydziału pracy i ubezpieczeń społecznych bez ich zgody i wiedzy. Za karnistkami w ich obronie stanęli przedstawiciele środowisk sędziowsko-prokuratorskich z całej Polski uznając tę decyzję za formę represji za to, że sędzie nie chciały orzekać w jednym składzie z tak zwanymi neosędziami, wybranymi przez nową Krajową Radę Sądownictwa. Sprawa oparła się o Europejski Trybunał Praw Człowieka, który w pierwszej dekadzie grudnia wydał zabezpieczenie, zgodnie z którym polskie władze powinny wstrzymać decyzję o przeniesieniu trzech karnistek do innego wydziału, do czasu, kiedy trybunał wyda w tej sprawie wyrok.
Piotr Schab jednak stawia się ponad Europejski Trybunał Praw Człowieka i do wspomnianego zabezpieczenia nie zamierza się stosować.
– Stwierdzam brak faktycznych i prawnych podstaw do realizacji tego zalecenia – oświadczył Schab.
Prezes Sądu Apelacyjnego zasłaniał się także decyzją Trybunału Julii Przyłębskiej, który uznał, że ETPC nie ma prawa oceny zgodności z konstytucją ustaw dotyczących ustroju sądownictwa, ponieważ jest to niezgodne z polską ustawą zasadniczą. Rzeczywiście prezes Schab wytoczył argument wart uwagi i powołał się na autorytet niepodważalny.
Cóż można powiedzieć o Schabie ponadto, że jest człowiekiem bezczelnym, stawiającym się ponad – o czym już wspomniałem – autorytet instytucji europejskiej od lat cieszącej się szacunkiem całego demokratycznego świata starego kontynentu. Świata demokratycznego, od którego od siedmiu lat nieustannie się oddalamy. A chyba nie o to nam chodziło, gdy w 1989 roku decydowaliśmy się na transformację ustrojową i wyrażaliśmy chęć dołączenia do grupy krajów demokratycznych.
Komentarze
Prześlij komentarz