Morawiecki popędza, więc trzeba być czujnym
Wprawdzie Mateusz Morawiecki to premier Polski, a więc mojego kraju, ale to nie zmienia faktu, że jest wyjątkowo bezczelnym typem. No bo jak nazwać człowieka, który wcześniej udawał, że cośkolwiek robi dla uzyskania pieniędzy z Unii Europejskiej na realizację Krajowego Planu Odbudowy, a teraz, gdy stanął pod ścianą, przebiera nogami i popędza opozycję, aby wspólnie jak najszybciej przepchnąć potrzebną nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym? A może po prostu pragnie – jak to ma w zwyczaju razem z całą swoją ferajną – przemycić w noweli coś korzystnego dla tak zwanej zjednoczonej prawicy, bo przecież nie dla Polski i wszystkich jej mieszkańców. Opozycja powinna być czujna i szczególnie dokładnie przeanalizować projekt nowelizacji.
Niedawno nadeszła dobra dla Polski wiadomość, że Komisja Europejska zgodziła się na proponowane przez tak zwaną zjednoczoną prawicę poprawki do ustawy o sądzie najwyższym. Polegają one między innymi na tym, że Izba Odpowiedzialności Zawodowej, wprowadzona w miejsce Izby Dyscyplinarnej nie będzie się już zajmować sędziami, a jedynie adwokatami i notariuszami. Sprawy dotyczące sędziów będzie rozpatrywał sąd administracyjny.
Podczas negocjacji z Komisją Europejską ustalono, co grupa trzymająca władzę musi zmienić w ustawie o sądzie Najwyższym, aby można było wypłacić pieniądze na realizację Krajowego Planu Odbudowy. Słowem, rządzący musieli nieco spokornieć i przygiąć karku.
Gdy okazało się, że jest szansa na uzyskanie ponad 35 mld euro po wprowadzeniu ustalonych zmian, Mateusz Morawiecki zaczął apelować do opozycji, aby razem jak najszybciej przegłosować nowelizację ustawy. Opozycja jest teraz Morawieckiemu potrzebna, bo przecież nikt nie wie, jak podczas głosowania nad nowelizacją zachowa się Zbigniew Ziobro i jego ludzie. Wiadomo, że zmiany przepisów dotyczących Sądu Najwyższego to dla niego policzek.
Morawiecki nabrał nagle wigoru i energii. Chce jak najszybciej doprowadzić do końca procedurę zmiany ustawy i popędza opozycję. Bo wie, że przeciwnicy polityczni nie utrącą tej inicjatywy. Popędza wszystkich, chociaż wcześniej nie robił nic, a co najwyżej udawał, że coś robi dla pozyskania pieniędzy na KPO. Przypomnijmy, jak to próbował przekonywać opinię publiczną, że te ponad 35 mld euro niewiele znaczą dla naszego kraju, bo my pieniędzy mamy w bród. Wtórował mu jego szef Jarosław Kaczyński, który grzmiał, że miarka się przebrała i nie będzie żadnych ustępstw wobec Komisji Europejskiej. Bo Ursula von der Leyen oszukała grupę trzymającą władzę w Polsce. Nie przeszkadzał im nawet fakt, że ich ośli upór kosztował Polskę 1 mln euro kar dziennie. Do tej pory uzbierały się prawie 2 mld złotych.
I co? Ano nic – w pewnym momencie okazało się, że jednak trzeba ustąpić, pokornie zwiesić głowę i zrobić ,co tam Unia sobie życzy, bo jednak te pieniądze są potrzebne. Wszyscy bowiem wiedzą, że państwowa kasa jest pusta i rząd stanął pod ścianą. A jeszcze kilka dni temu były rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Radosław Fogiel próbował przekonywać, że finanse państwa są w bardzo dobrej kondycji. Wtórowali mu inni co bardziej znaczący ludzie tak zwanej zjednoczonej prawicy. Nie sądzę, aby kogokolwiek przekonali. Pozostał tylko wstyd, jeśli przyjąć, że grupa trzymająca władzę wie, co to takiego.
Na apel Morawieckiego przedstawiciele opozycji na szczęście zareagowali spokojnie i zapowiedzieli, że owszem, przystąpią jak najszybciej do procedowania noweli ustawie o Sądzie Najwyższym, co nie oznacza, że będą to robić w tempie ekspresowym. Trzeba bowiem dokładnie przyjrzeć się projektowi zmian, skonsultować je z środowiskami eksperckimi i szczegółowo omówić. A przede wszystkim sprawdzić, czy aby Morawiecki nie chce przemycić jakichś zapisów korzystnych dla grupy trzymającej władzę, ale już niekoniecznie dla państwa i jego obywateli. Bo skoro tak popędza? A on i jego ferajna to potrafią, co niejednokrotnie udowodnili.
Komentarze
Prześlij komentarz