Trzeba się bać, bo grupa trzymająca władzę zapowiada kolejną reformę
Ogarnia mnie lęk, gdy dowiaduję się, że Prawo i Sprawiedliwość zamierza coś reformować. Teraz też mam poważne obawy, bo dowiedziałem się, że PiS chce zreformować immunitet poselski i sędziowski. Dlaczego się boję? Bo wiem, jakie są rezultaty pisowskich reform, przez niektórych zwanych deformami. Weźmy chociażby tak zwaną reformę systemy sądownictwa. Rezultaty są opłakane dla Polaków i kraju jako całości, czyli ostatecznie i tak dla Polaków. Przede wszystkim deforma ta spowodowała przedłużenie – i to znaczne – czasu trwania postępowań sądowych. A miała skrócić. Dzięki niej nie mamy także 36 miliardów euro na realizację Krajowego Planu Odbudowy i zagrożone jest ponad 75 miliardów euro, jakie mamy otrzymać w ramach polityki spójności. Wszyscy pamiętamy też krach reformy systemu podatkowego. Dlatego boję się, bo grupa trzymająca władzę znowu chce coś reformować.
Zamiar zreformowania instytucji immunitetu ogłosił rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Radosław Fogiel. Podkreślił, że taka reforma będzie też wymagała zmian w Konstytucji, co powinno wprowadzić wszystkich w stan najwyższej czujności. Projekt wszystkich tych zmian ma być złożony do końca roku.
Ze słów rzecznika Fogla wynika, że plan ten jest spowodowany troską o to, aby posłowie, czy sędziowie podlegali tym samym przepisom prawnym, jak zwykli obywatele i nie mogli nadużywać immunitetu w przypadku popełnienia przez nich przestępstwa czy zwykłego wykroczenia. Słowem – według grupy trzymającej władzę – posłowie czy sędziowie nie mogą czuć się bezkarni.
– Należy pamiętać, że wolność wykonywania mandatu poselskiego to nie jest to samo, co możliwość odmówienia mandatu drogowego – przekonywał Fogiel w Polsat News. – Chcemy to przykrócić.
Oczywiście idea jest jak najbardziej godna poparcia, ale niekoniecznie wtedy, gdy za jej realizację zabiera się PiS. W takiej sytuacji wszyscy powinni dogłębnie rozważyć, co tak naprawdę się kryje za tym zamiarem. Bo jest pewne jak w banku, że grupa trzymająca władzę w Polsce będzie chciała coś zyskać. A co? No chociażby bat na posłów opozycji, czy niepokornych sędziów. PiS musi mieć jakiś bat, bo bez tego nie potrafi rządzić.
– Przecież zmiany w instytucji immunitetu będą dotykać każdego posła! – może ktoś zakrzyknąć.
I formalnie oraz teoretycznie będzie miał rację. Bo przecież formalnie i teoretycznie wszyscy jesteśmy także równi wobec prawa. Tylko że upolityczniona prokuratura na przykład nękała Romana Giertycha i prezydenta Inowrocławia Ryszarda Brejzę powołując się na wydumane zarzuty, a odmówiła wszczęcia postępowania wobec Jarosława Kaczyńskiego, który miał nakłaniać austriackiego biznesmena Gerarda Birgfellnera – tego od projektu dwóch wież dla spółki Srebrna – do wręczenia łapówki w wysokości 50 tys. zł jednemu z członków rady fundacji Instytut im. Lecha Kaczyńskiego.
Bezkarni pozostali Mateusz Morawiecki i Jacek Sasin za doprowadzenie do straty w wysokości ok. 80 mln zł przy organizowaniu wyborów kopertowych, czy były minister zdrowia Łukasz Szumowski i jeden z jego pracowników Janusz Cieszyński za aferę respiratorową i sprzeniewierzenie dziesiątków milionów złotych.
Reforma instytucji immunitetu ma – moim zdaniem – ukręcić bat na posłów opozycji i niepokornych sędziów. Przecież swoich PiS potrafi uchronić przed odpowiedzialnością, nawet przed mandatem za wykroczenie drogowe. Bo czy można sobie wyobrazić jednakowe traktowanie przez policjanta posła PiS i posła opozycji? Jeśli wykroczenie popełni poseł PiS, policjant trzy razy się zastanowi, zanim wlepi mu mandat, a dla zupełnego spokoju potraktuje go pouczeniem. Bo skąd może wiedzieć, czy przez swoją „nieodpowiedzialną postawę" nie utraci pracy, co pozbawi rodzinę dochodu? Gdy napotka posła opozycji nie musi się zadręczać takimi dylematami.
Dlatego gdy grupa trzymająca władzę w Polsce zapowiada kolejną reformę, należy się bać i zachowywać czujność.
Komentarze
Prześlij komentarz