Nie wszystko z szacunku dla królowej
Pewna kobieta stała 14 godzin w kolejce do trumny angielskiej królowej, aby złożyć hołd zmarłej monarchini. Ale nie zawsze w takich przypadkach chodzi o złożenie hołdu, wyrażenie szacunku, żalu czy swej lojalności wobec królestwa – twierdzi w dzienniku „The Guardian” Stephen Reicher, szkocki psycholog społeczny i badacz zachowań tłumów. Jego zdaniem, powody, dla których tak wiele osób się zbiera, aby pożegnać zmarłą Elżbietę II, pomimo tego, co twierdzą media, są złożone i różnorodne.
Jak interpretują media, tłumy zwykłych obywateli brytyjskich zbierają się przy trumnie Elżbiety II po to, aby wyrazić swój żal, złożyć hołd zmarłej, wyrazić swój szacunek dla niej czy zwykłą lojalność wobec monarchii.
– W ten sposób jest budowany obraz jednorodnej wspólnoty narodowej, definiowanej miłością do monarchy i monarchii – podkreśla profesor Stephen Reicher. – Ale sprawy nie są takie proste. Próba zredukowania przyczyn udziału tłumu w takim wydarzeniu do jednego, uniwersalnego motywu jest zniekształceniem rzeczywistości. Ludzie pojawiają się tam z wielu różnych i złożonych powodów, nie zawsze dających się sprowadzić do lojalności wobec monarchii.
Autor analizy zdaje sobie jednocześnie sprawę z tego, że znaczna część Brytyjczyków odczuwa tę lojalność, silnie identyfikuje się z państwem i swoją brytyjskością, której ucieleśnieniem była zmarła królowa. Udział w ceremoniach pogrzebowych ludzie ci uznają więc za swój obowiązek.
Inni wysoko oceniają zaangażowanie zmarłej w służbę publiczną, utożsamiają się z etosem pracy wyznawanym przez Elżbietę II i pojawiają się przy trumnie z szacunku.
– Ale są też tacy, dla których rodzina królewska stanowi ekran, na którym odbijają się problemy ich własnego życia: czy to bolesne rany czy też chwile radości i szczęścia oraz celebrowania ważnych wydarzeń – przekonuje Stephen Reicher. – Śmierć królowej sprawia, że myślą o śmierci członków swojej własnej rodziny i innych bliskich im osób. Ci ludzie mogą opłakiwać królową, ale niekoniecznie z powodu samej królowej.
Według autora artykułu jest też wiele osób, których obecność w tłumie żegnających Elżbietę II nie ma nic wspólnego ze zmarłą królową. Osoby te po prostu uznają, że są to wydarzenia historyczne, o doniosłym znaczeniu i najzwyczajniej w świecie wypada w nich uczestniczyć. Kiedyś ci ludzie będą mogli z dumą pochwalić się: :Ja tam byłem, jestem częścią historii, a nawet w jakimś sensie ją współtworzyłem”.
Autor zastanawia się również, dlaczego pomimo różnych motywów pchających do udziału w ceremoniach pogrzebowych, nikt nie kwestionuje oficjalnej narracji, według której naród zjednoczył się w swoim żalu, wierności i lojalności wobec monarchii.
– Tłumy są przedstawiane jako konkretne ucieleśnienie wspólnoty narodowej – tłumaczy profesor Reicher. – Fakt, że ludzie są w żałobie oznacza, że Wielka Brytania jest w żałobie. Oznacza także, że jesteśmy narodem zjednoczonym we wspieraniu swojego monarchy. Z tego wynika, że każdy, kto kwestionuje taką narrację nie należy do nas i ryzykuje wykluczenie ze wspólnoty narodowej. Taki oficjalna interpretacja wydarzeń ma oczywiście efekt mrożący. Jeśli zostaniemy przekonani, że wszyscy inni kochają monarchię i domagają się należnego jej szacunku, będziemy bardziej niechętni w kwestionowaniu takich poglądów z obawy przed reakcją.
Mimo wszystko pojawiają się jednostki, a nawet grupy, które kwestionują znaczenie i rolę monarchii. Kiedy 11 września proklamowano Karola III na króla, przed kościołem św. Idziego w Edynburgu, gdzie odbywała się uroczystość, w tłumie pojawiła się 22-letnia kobieta z transparentem o treści: „J....ć imperializm, zlikwidować monarchię”. Kobieta została zatrzymana przez policję, co spotkało się z akceptacją większości obecnych. Jak się później okazało, 22-latka nie była jedyną protestującą. Gdy bowiem podczas zaprzysiężenia Karola padły słowa „Boże chroń króla”. Rozległo się buczenie niezadowolonych. Ale wiadomo przecież, że Edynburg to stolica Szkocji, zaś nastroje Szkotów są znane.
Srephen Reicher jest profesorem psychologii na Uniwersytecie St Andrews, członkiem Royal Society of Edinburgh. University of St Andrews to najstarszy szkocki uniwersytet – powstał w latach 1410-1413.
Komentarze
Prześlij komentarz