Moja proza: Nie ujdziesz mi – odcinek kolejny
Następnego dnia Miś był pierwszy w biurze. Usiadł przy swoim biurku w pustym pokoju i bez specjalnego zainteresowania, trochę nerwowo, zaczął przeglądać gazetę. Czuł się wprawdzie znakomicie, trudno jednak było mu się skupić na jakiejkolwiek informacji, zawartej w piśmie. Bo tak naprawdę, głowę zaprzątało mu co innego. Na przykład to, jak spojrzeć w oczy współpracownikom, którym przecież wyraźnie dawał do zrozumienia, że spodziewa się awansu na szefa archiwum. Była to jednak drugorzędna sprawa.
Przede wszystkim bowiem spokoju nie dawała mu myśl o tym, w jaki sposób wykorzystać tę – jak ją nazywał – rewelację, na którą wpadł wczoraj po południu. Wierzył głęboko, że przysporzy mu ona splendoru, którego pragnął, jak przysłowiowa kania dżdżu. Głównie aby się odegrać, jednocześnie odbudować nadszarpniętą – jak sądził – nieoczekiwanym przebiegiem wczorajszej sesji własną reputację. Wcześniej jednak musiał poczynić jakieś kroki, tego zaś obawiał się jak ognia. Intuicyjnie bowiem wyczuwał, że wystarczy, aby jeden spośród nich okazał się fałszywy, a wszystko diabli wezmą. Słowem było tak, że chciał i się bał, czyli w rezultacie miał ogromny zamęt w głowie.
W pewnym więc sensie Ruda, która właśnie wpadła do pokoju, była jak zimny okład przynoszący ulgę. Zdziwiła się na jego widok.
– O! Dzień dobry! Już pan jest?
– Dzień dobry – ucieszył się, bo polubił tę dziewczynę od czasu, gdy zaczęła okazywać mu swoją sympatię podczas całej tej sprawy z papierami i Ćwiekiem.
Patrzył, jak siada na swoim miejscu, otwiera szufladę, wyjmuje jakieś papiery, rozkłada je na biurku. Gdy już przestrzeń wokół siebie zaaranżowała tak, aby wyglądało, że pracuje na pełnych obrotach, odetchnęła i uśmiechnęła się do Misia.
– No i co tam słychać, panie Alfredzie?
– A nic ciekawego – odpowiedział.
– Gdzieś zniknął pan wczoraj po sesji?
– Głowa mnie rozbolała i tak w ogóle… Byłem do niczego.
Drzwi otworzyły się i pojawił się w nich zaspany Blondyn. Przywitał się niedbale, ciężkim krokiem zmierzając do swojego biurka. Ruda i Miś odpowiedzieli na jego powitanie i przestali się nim interesować.
– Nie dziwię się, panie Alfredzie – Ruda podjęła przerwaną rozmowę. – Po tym, jak pan został potraktowany, wcale się nie dziwię.
– Nie no, nie przesadzajmy… Dostałem przecież medal, publicznie i z honorami. Wcześniej nagrodę… Czegóż więcej chcieć? – Miś zaoponował skromnie, choć w duchu przyznawał Rudej rację.
– No niby tak, ale wszyscy przecież mówili, że pan będzie po Ćwieku, a tu masz… Tym bardziej, że to, co mówili, to nie brali sobie z kapelusza. Sam Przetak rozpowiadał na prawo i lewo…
– Przetak? A co o mnie mówił? – przerwał jej nieoczekiwanie.
– No, wie pan, różne rzeczy… - zmieszała się trochę. – Ale wynikało z tego, że burmistrz już na bank postanowił, że to pan ma być kierownikiem i nikt inny. Zresztą należało się panu. A tu nagle proszę, szast prast i wytrzasnęli jakiegoś Gutka. Skąd i jak? – wzruszyła ramionami.
– Szanuj szefa swego, bo możesz mieć gorszego – wtrącił blondyn.
– Pytał cię ktoś o zdanie? – odgryzła się Ruda. – Jak nie wiesz, o czym mowa, to się nie odzywaj.
– A wie pan co tu wczoraj było gadania? – zwróciła się znów do Misia. – Mówię panu. Zresztą co się dziwić, taka sensacja…
– Jaka sensacja? – Miś wyłączył się na moment i stracił wątek.
– No, w związku z tym, co się wydarzyło na sesji. A wie pan co ludzie mówią? – ściszyła głos. – Że Gutek, to jakiś protegowany…
– Ala! – warknął Blondyn. – Przecież umówiliśmy się, że nikomu ani słowa…
– Dobra… - machnęła ręką. – Panu Alfredowi można. No więc powiadają – kontynuowała, nie przejmując się Blondynem – że Gutek to jakiś protegowany Basi, wie pan, tej sekretarki. A że ona ponoć kręci coś tam…
– Ala, do diabła… – Blondyn zdenerwował się nie na żarty.
– O co ci chodzi? Przecież zostanie wśród swoich – zirytowała się Ruda.
– Ale umawialiśmy się przecież, że absolutnie nikt…
– Pan Alfred, to nie jakiś nikt… - ucięła.
Miś spojrzał na Blondyna z niechęcią. Ten zaś podparł głowę na dłoni i gapił się w okno ostentacyjnie, nie odzywając się już słowem.
– A że ona ponoć kręci coś tam trochę z Knotowskim, to wie pan… – zawiesiła głos.
Zadzwonił telefon. Ruda podniosła słuchawkę.
– Tak, panie kierowniku, jest – zaszczebiotała przymilnie. I po chwili: – Oczywiście, przekażę.
– Gutek pana wzywa, panie Alfredzie – powiedziała.
Miś skrzywił się, wyraźnie zaniepokojony. Wstał zza biurka, obciągnął marynarkę, poprawił sobie krawat i włosy, po czym powlókł się do drzwi. Szedł, jak na ścięcie, odprowadzany współczującym spojrzeniem Rudej.
Blondyn poruszył się, gdy Miś wyszedł.
– Nie powinnaś mu tego mówić – powiedział z wyrzutem.
– Przesadzasz – odrzekła Ruda ze stoickim spokojem. – Po pierwsze, powiedział by mu kto inny, bo i tak wszyscy o tym wiedzą. A po drugie, facet jest w porządku i zasługuje na porządne traktowanie. Poza tym, jest taki biedny… Szkoda mi go.
– Mnie on się nie podoba – Blondyn kręcił głową. – Ten numer, który wysmażył, wcale do niego nie pasuje. Tak, jakby coś nim kręciło. Ten facet jest jakiś taki… nieobliczalny.
– Uprzedziłeś się do niego – mruknęła Ruda.
– Może i tak. Ale wspomnisz moje słowa: on jeszcze coś takiego zmaluje, że wszystkim oko zbieleje. Tobie też, zobaczysz.
– Jak przy okazji jeszcze paru Ćwieków wykosi, to jestem za – Ruda zawsze musiała mieć ostatnie słowo.
* * *
Do gabinetu kierownika Miś zbliżał się z duszą na ramieniu. Gdy stanął przed jego drzwiami, uderzyły na niego poty i na moment pociemniało mu w oczach. Przemógł się jednak i zapukał. Chwilę nasłuchiwał, ale spoza drzwi nie doszedł do niego żaden odgłos, więc wszedł do środka bez zaproszenia, ale za to z bijącym mocno sercem.
Gutek siedział za biurkiem, pogrążony w lekturze jakichś dokumentów. Gdy Miś wszedł do środka, podniósł najpierw głowę, a potem resztę ciała.
– To pan – stwierdził jakby nieco zdziwiony. – Witam pana, panie Miś – wyszedł zza biurka, aby uścisnąć Misiowi rękę. – Wczoraj nie miałem okazji, więc proszę dzisiaj przyjąć moje gratulacje.
- Tak… Wiem… Dziękuję panu, dziękuję… – jąkał się Miś.
– Proszę, niech pan siada – Gutek, uścisnąwszy mu rękę, wskazał fotel przy niewielkim stoliku.
Sam usiadł w drugim, po przeciwnej stronie stolika.
– Martwiliśmy się wczoraj o pana, panie Miś. Tak pan zniknął nagle po sesji? – zaczął Gutek.
– Bardzo źle się poczułem, panie kierowniku iii… poszedłem do domu – Miś był zaskoczony takim obrotem sprawy.
Rozumiem – Gutek pokiwał głową. – Prosiłbym jednak, panie Miś, aby w przyszłości pan mnie poinformował, jeśli coś takiego się panu przydarzy. Rozumiemy się? – zakończył chłodno.
– Ależ tak, oczywiście, panie kierowniku. Tak jakoś samo wyszło.
– To tylko tak na marginesie, panie Miś, bo tak naprawdę wezwałem pana w innej sprawie. A właściwie w dwóch sprawach.
– Słucham, panie kierowniku – Misia ogarniał coraz większy niepokój.
– Wie pan, bardzo mnie zainteresowała sprawa pańskiego odkrycia – mówił Gutek powoli. – Wczoraj miałem wolną chwilę i chciałem przyjrzeć się tym dokumentom, które pan odnalazł w makulaturze, lecz nigdzie nie mogłem ich znaleźć. Nikt też nic nie wiedział na ich temat. Może mi pan powiedzieć, co się z nimi stało?
– Nic się nie stało. Są w komplecie – odparł Miś rezolutnie.
– Ale gdzie, na miłość boską? – Gutek zniecierpliwił się trochę.
– U mnie w domu – odpowiedział Miś.
– U pana w domu!? – Gutek tak się zdziwił, że aż uniósł się w fotelu.
– Wie pan, panie kierowniku… Z uwagi na różne, wie pan, okoliczności, wolałem…
– Zdaje się jednak, że okoliczności te już wygasły?
– Tak, w rzeczy samej…
– Najpóźniej jutro zatem chciałbym zobaczyć te papiery na swoim biurku – uciął kierownik. – Wszystkie, co do jednego!
– Przyniosę wszystkie, panie kierowniku – zapewnił Miś.
– To więc mielibyśmy już załatwione – powiedział Gutek, bardziej jednak do siebie, niż do Misia. – Została jeszcze jedna rzecz.
Miś czekał w napięciu.
– Jak panu wiadomo – kontynuował kierownik. – Będzie pan teraz opiekował się naszym miejskim muzeum. Lecz najpierw, o czym pan na pewno też wie, trzeba je stworzyć. Czy myślał pan już o tym, jak to zrobić? Słowem, czy ma pan jakąś wizję tej placówki?
– Przyznam się, że jeszcze o tym nie myślałem – wystękał Miś, sparaliżowany poczuciem winy.
– Oczywiście – Gutek wzruszył ramionami. – W końcu kiedy miał pan o tym myśleć. Proszę jednak zająć się tym i przygotować mi swą własną koncepcję utworzenia i funkcjonowania takiego muzeum. Na piśmie, rzecz jasna. Gdyby pan zamieścił tam jeszcze taki wstępny budżet, to byłoby bardzo fajnie. Rozumiemy się, panie Miś?
– Tak, panie kierowniku. Zaraz się do tego zabiorę.
– Świetnie. To co? Dziękuję, panie Miś. Cieszę się, że miałem okazję pana poznać.
Gutek wstał i Miś zrozumiał, że rozmowa jest zakończona.
Komentarze
Prześlij komentarz